Trafiłam
ostatnio na szereg artykułów pisanych przez niezadowolonych architektów
krajobrazu, w których rozpaczali nad stanem świadomości Polaków, jeśli chodzi o
rozróżnienie zawodu ogrodnika od architekta właśnie. Otóż architekt był
porównywany do: malarza artysty, projektanta domów, lekarza; a ogrodnik
odpowiednio do: rzemieślnika, murarza i pielęgniarki.
Usilnie podkreślano, że
jedynie osoba po studiach z architektury krajobrazu jest w stanie mieć wizję i pomysł na oryginalne,
zaskakujące ukształtowanie przestrzeni. Ubolewanie nad wyglądem polskich
ogrodów miało jeden wydźwięk – są brzydkie i powtarzalne, bo nie wymyślił ich
architekt krajobrazu.
Ponieważ
lektura tych wywodów przeciągnęła się do późnych godzin nocnych – położyłam się
spać przygnębiona i zła, że moim wykształceniem kierunkowym nie jest
architektura krajobrazu właśnie. Ileż ja przez to straciłam wizji i natchnień?
Jak w ogóle śmiem doradzać ludziom, pisać o projektowaniu i zakładaniu ogrodów
bez tak „tajemnej” wiedzy? Całą noc męczyły mnie koszmary…
Na
szczęście rano przyszło opamiętanie. A czegóż to niby ogrodnik – osoba znająca
się na roślinach, ich uprawie i wymaganiach, kochająca je, sumienna,
systematyczna i pracowita została tak niedoceniona? Jak można pisać z taką
pogardą o ludziach, którzy znają się na tym co robią? Przecież ogród przydomowy tworzą głównie rośliny
i to na nich trzeba się znać.
Tymczasem,
z artykułów przeze mnie przeczytanych wynika, że dobór roślin jest mało
istotny, że najważniejsza jest architektura: murki, altanki, ścieżki itp.
Zgodzę się z tym twierdzeniem, o ile mówimy o ogrodach nowoczesnych, gdzie
forma i stałe elementy architektoniczne wiodą prym, a nasadzenia roślinne
ograniczają się do kilku powtarzających się gatunków. Tu nie trzeba wiedzy
ogrodniczej. Podobnie – przy założeniach miejskich, parkach, gdzie ciągle
korzysta się z tych samych, wszystko znoszących roślin.
Zawód architekta
krajobrazu powołany jest do kształtowania przestrzeni publicznej.
Właśnie
tam architekci czują się jak ryba w
wodzie, urzeczywistniając swoje najbardziej dizajnerskie wizje. Nie mogąc
tego robić są sfrustrowani. Myśleli, że będą kreować wielkoformatową rzeczywistość,
a upadli tak nisko, że aby zarobić na chleb – muszą projektować ogródki
przydomowe. Mało tego – muszą użerać się z prywatnymi inwestorami, osobami
które nie dość, że się nie znają, to jeszcze nie zgadzają się w pełni z jedyną,
słuszną wizją architekta i chcą wnosić poprawki do projektu. To tak jakby mówić
malarzowi jak ma malować, a lekarzowi – jak ma leczyć. Dla artysty jest to
niepojęte!
Architekt
krajobrazu jest zaangażowany w projektowanie ogrodu a nie w praktyczne aspekty
ogrodnictwa.
Moim
zdaniem w ogrodach przydomowych taki układ się nie sprawdza, bo chodzi w nich
przede wszystkim o rośliny. To one nadają wygląd i kształtują krajobraz. Jeśli
ktoś mówi, że nie musi się znać na roślinach (zgrozo!) – bo jest architektem,
to niech kształtuje inne krajobrazy – nie Twój ogródek.
Komu w takim razie
powierzyć swój ogród: architektowi krajobrazu czy ogrodnikowi?
W
zasadzie nie ma to znaczenia. Wykształcenie kierunkowe na pewno pomaga ogarnąć
temat, ale nie jest to wiedza niedostępna dla ogółu. Kto zechce zgłębić temat
ma nieograniczony dostęp do: książek, podręczników akademickich, stron
internetowych, kursów itp.
Najważniejsze
aby ogród był wymyślony przez osobę, która jest nie tylko teoretykiem, która ma własny ogród (albo się jakimś
opiekuje), która kocha przyrodę i lubi
ludzi (żeby można się było z nią dogadać). Znam wiele cudownych ogrodów
zaprojektowanych przez ludzi z polotem, wyczuciem estetyki, zgodnie z
potrzebami klientów i mających tyle klasy, by nie uważać innych za gorszych od
siebie. Takie osoby, z dużym prawdopodobieństwem, zadowolą inwestora.
I
szanujmy ogrodników z zamiłowania – to zwykle pogodni i pracowici ludzie,
pasjonaci grzebania w ziemi. Mówienie
o nich, że to robole to wielki
nietakt.
Na poparcie moich twierdzeń przytoczę słowa Russella Page'a - słynnego
projektanta XX w. (z książki Edukacja
ogrodnika). Projektował on ogrody na całym świecie i skromnie przedstawiał
się po prostu jako ogrodnik.
Page twierdził, że „architektura w ogrodzie powinna być dyskretna” i że „dobrego ogrodu nie stworzy ktoś, kto nie
rozwinął w sobie umiejętności rozumienia i kochania roślin”.
Etykiety: architekt krajobrazu, ogrodnik, projektowanie ogrodu, refleksje ogrodniczki